AKTUALNOŚCI

MANIFESTACJA W WARSZAWIE

18 kwietnia 2015 roku

         Była godzina 2.30 w nocy, gdy wsiedliśmy do autokaru i razem z grupą nauczycieli ze Zbąszynia, Lwówka i Opalenicy udaliśmy się do Warszawy. Mieliśmy ze sobą związkowe flagi, mieliśmy związkowe oddziałowe proporce ZNP, lecz przede wszystkim mieliśmy przekonanie o konieczności wspólnego i głośnego wołania krytykującego działania Ministerstwa Oświaty i Rządu.

Jechałem w grupie ludzi aktywnych, którzy czas wolny i spokój domu zamienić zechcieli na trudy całodziennego wyjazdu i długiego marszu.           

 

          Chcieliśmy upomnieć się o godne traktowanie nauczyciela i zaprzestania szkalowania tego zawodu wmawiając uporczywie społeczeństwu, że to grupa pracowników pracujących najkrócej, mających najdłuższe urlopy i ogólnie krytykowanych za każde indywidualne negatywne wydarzenie w oświacie. Czekanie na litościwe i łaskawe podniesienie dotacji do szkół trwa od wielu lat, teraz jeszcze poparte wielokrotnie powtarzanym argumentem, że wszystkiemu winna jest Karta Nauczyciela. Nie zgadzamy się na łatwe i wygodne dla samorządów oddawanie placówek oświatowych w ręce społeczne czy prywatne, bo zawsze sądziliśmy że nauczyciel pracownikiem państwowym jest i takim powinien pozostać. Szkoły i placówki prywatne mogą istnieć, lecz nie jako zasada, lecz uzupełnienie struktury placówek oświatowych. Pojechaliśmy zatem wykrzyczeć, że jesteśmy razem i wspólnie będziemy bronić istnienia Karty Nauczyciela oraz przeciwstawiać się przekazywaniu przez samorządy szkół i przedszkoli organizacjom i osobom prywatnym.

            Było wczesne rano kiedy dojechaliśmy przed Torwar – miejsce zbiórki. Ledwo, ledwo mogliśmy znaleźć miejsce na zaparkowanie i zaraz znaleźliśmy się w ogromnym tłumie nauczycieli i pracowników oświaty. Wokół nas wiewało mnóstwo flag związkowych, przewijały się transparenty z hasłami krytykującymi postępowanie Pani Minister oraz białe baloniki z krótkim napisem „Joanna robi nas w balona!”. Ustawiliśmy się w grupie wielkopolskiej liczącej około 1500 osób, wokół nas szli nauczyciele z Leszna, Gostynia, Grodziska Wielkopolskiego i wieli innych miejscowości. Wśród idących byli członkowie ZNP, byli pracownicy niezrzeszeni, byli emeryci. Jednak bezwzględnie największą grupę stanowili młodzi nauczyciele, idący stanowczo i bardzo głośno, zaopatrzeni w wuwuzele, w czapeczki organizacyjne i przylepki. Dla dużej grupy tych młodych ludzi, to pierwszy protest, stąd ich podniecenie i nieukrywana spontaniczność.

            Czekaliśmy dość długo na wymarsz, a w tym czasie popadał deszcz i niewielki grad, zrobiło się zimno. Jednak kiedy ruszyła nasza wielkopolska grupa wyszło słonce, zrobiło się raźniej. Wzdłuż ulicy stali mieszkańcy Warszawy, którym ten marsz całkowicie zakłócił spokój. Pozdrawiali nas, robili zdjęcia i spokojnie oczekiwali aż marsz przejdzie. Spoglądaliśmy, zwłaszcza na skrzyżowaniach przed siebie i za siebie, chcąc dostrzec początek, czy koniec tego marszu – nie było to możliwe!

            Przed Alejami Ujazdowskimi dołączyła do nas liczna grupa manifestujących w ramach marszu organizowanego przez OPZZ. Obok nas szła akurat grupa maszynistów, przed nami grupa górników, dalej metalowcy i zawiadowcy.  Dotarliśmy przed gmach Ministerstwa Oświaty i z daleka słyszeliśmy odczytywanie petycji przez Prezesa ZNP, po czym przeszła przez długość marszu informacja, że Pani Minister wyszła jednak przed budynek, lecz było to spotkanie krótkie i nie zapowiadające nawiązania dialogu. Przyjechaliśmy do Warszawy z postulatem wspólnej pracy nad kwestami bolącymi oświatę, lecz wyszło jak wyszło. Chciałbym, aby Minister od Szkół był Pierwszym Nauczycielem, a jego decyzje zawsze będą chronić i pomagać oświacie – teraz jednak mam inne odczucie.

            Potem wolno przesunęliśmy się przed Gmach Rządu, a po drodze bez przerwy mijały nas pojazdy z kamerami wszystkich telewizji i radia.

            Prezes ZNP, wraz z przedstawicielami innych organizacji związkowych uczestniczących w marszu, złożył w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów listę naszych postulatów. Były podziękowania szefa OPZZ, podziękowania Prezesa ZNP i powoli zaczęliśmy się rozchodzić. Znów idąc w tłumie kierujemy się do miejsca parkowania autokarów.

            Dla podkreślenia rangi naszego wyjazdu i naszego zdecydowania, stanęliśmy całą grupą przy pomniku Paderewskiego. Byliśmy więc blisko autorytetu, którego tak brakuje, co z żalem podkreślamy.

Dziennikarze uwijają się wśród maszerujących zadając pytanie o sens marszu. Podkreślają uparcie tylko jeden nasz postulat – podniesienie płac – zupełnie pomijając te ważniejsze dla oświaty. Wymieniamy uwagi, że media gonią za sensacją i zamiast skupiać społeczeństwo wokół ważnych spraw, podaje się półprawdy i wyselekcjonowaną informację.

            Szliśmy w dużej grupie uśmiechniętych nauczycieli, którzy zapewniali, że gdy znów będzie taka potrzeba, to też przyjadą. Skąd przyjechali? Z Buska Zdroju, ze Świnoujścia, z Pułtuska, czy Legnicy. Jechali całą dobę i to samo czeka ich teraz. Młody mężczyzna niesie obok mnie związkową flagę i spogląda na nasz oddziałowy proporzec. „Jesteście z Nowego Tomyśla, to tam gdzie autostrada. Też macie daleko, jak my! Jedziecie jednak autostradą do domu, my nie – bo do Przemyśla!”

            Dotarcie do autobusu zajęło nam ponad godzinę. Potem uciążliwy wyjazd ze stolicy i po godzinie jesteśmy na parkingu przed miejscem, gdzie zamówiliśmy obiad. Jest 16 godzina.

            Wróciliśmy do domu około 23 godziny. Może i zmęczeni, może i znużeni długą jazdą – ale w jakiejś mierze szczęśliwi. Nikt nas do wyjazdu nie zmuszał, to był nasz wewnętrzny nakaz wynikający z poczucia wspólnej odpowiedzialności za szkołę i oświatę. Sądzę, że każdy z nas był dumny z tego dnia i się bardzo wzmocnił. Nabrał pewności, że nie jest sam.

            Co zwojowałem? Może natychmiast niczego nie wywalczyłem dla siebie, rodziny i szkoły, jednak mam jednak przeczucie, że ten wielotysięczny marsz pełen żalu i nadziei będzie przyczynkiem do tego, aby jutro było jaśniejsze od dnia dzisiejszego. Jeżeli nie, to znów wezmę związkową flagę ZNP, znów pojadę i będę manifestował wraz z tysiącem innych, żeby chronić szkołę i powagę pracy nauczyciela. Jestem radosny, bo chcę pokazać, że starczy mi sił na dalsze konieczne maszerowanie, bo szkoła jest dla mnie ważna.

            Co dalej zrobię? Nadal będę uparty i odważny. Nie zgodzę się na to, aby zamiast etosu pracy nauczyciela narodził się obowiązek wynikający z kodeksu pracy, dlatego będę chronił szkołę, by ta pracowała w atmosferze ufności, spokoju i radości działania.

Paweł Pawlicki